Dominik Smyrgała Dominik Smyrgała
57
BLOG

Tysiącletnia strefa EUR

Dominik Smyrgała Dominik Smyrgała Gospodarka Obserwuj notkę 2

PAP donosi dziś, że wejście do strefy EUR jest na zawsze i nie da się z niej wyjść. Po pierwsze dlatego, że nie przewiduje tego unijne prawo, po drugie dlatego, że skutki gospodarcze dla krajów decydujących się na taki krok byłyby opłakane. Muszę powiedzieć, że mało co mogło mnie bardziej rozbawić w ten śnieżno-pochmurny piątkowy poranek.

W materiale "Jeśli wejdziemy do strefy euro, to na zawsze", cytowanym dziś przez Wirtualny Nowy Przemysł, panowie eksperci, przeważnie z różnych instytucji mających swe siedziby w Brukseli, tłumaczą nam, że:

Z czysto prawnego punktu widzenia wyjście ze strefy euro jest niemożliwe, jeśli dany kraj chce pozostać w Unii Europejskiej. Wynika to z faktu, że zgodnie z unijnym prawem każdy członek UE poza Wielką Brytanią i Danią, które wynegocjowały sobie wyjątki, musi przyjąć euro po spełnieniu warunków. Jak ktoś już wszedł, to musi zostać i nie ma powrotu.

Rzeczywiście. Z prawnego punktu widzenia tak jest. Tyle że prawnie zapewne niemożliwe było także porzucenie strefy austro-węgierskiego guldena na przykład. A jakoś nie zauważyłem, żeby ta waluta była jakoś szczególnie uwzględniana współcześnie w tabelach kursów walut. Buta niektórych uniokratów jest porażająca. Twór istnieje jako podmiot prawnomiędzynarodowy od 1 grudnia ubiegłego roku (jako koncept polityczny dłużej, od Traktatu z Maastricht, czyli 17 lat, tu się zgodzę), a już zakłada, że nie mogą nastąpić zmiany geopolityczne czy demograficzne, które spowodują jej kryzys.

Wszyscy wiedzieliby z góry, że euro zostanie wymienione z powrotem na - powiedzmy - grecką drachmę. Zawczasu przenieśliby wszystkie wkłady w euro do Niemiec, Francji czy Austrii, wiedząc, że drachma - czyli ich majątek - będzie miała wartość niższą o 20-30-40 proc. Nikt przy zdrowych zmysłach nie chce stracić 40 proc. swoich oszczędności! Mamy wolny przepływ kapitałów i nie sposób byłoby tych transferów zakazać. W rezultacie system bankowy takiego kraju w jeden dzień by się załamał - bo przecież depozyty bankowe są podstawą jego działania. A załamanie systemu bankowego oznacza oczywiście bardzo ważne skutki dla gospodarki - brak przepływów finansowych wszystko wstrzymuje.

To już jest jawna manipulacja. Moim zdaniem byłoby odwrotnie. Zmniejszyłby się obszar walutowy strefy euro i z pieniądzem wydrukowanym na potrzeby obsługi rynku greckiego nie byłoby co zrobić. Nastąpiłaby albo inflacja, albo deprecjacja euro. A i efekt psychologiczny byłby nie do pominięcia - inwestorzy zaczęliby szukać alternatywy dla niepewnej waluty. Co do oszczędności - przecież odkąd banki prowadzą radosną twórczość na niwie udzielania kredytów bez pokrycia i różnych machinacji finansowych, większość pieniędzy to tylko zapisy elektroniczne na stanie naszych kont. Nasze roszczenia wobec banków - ale w żadnym wypadku nie konkretne pieniądze. Tych fizycznie nie ma. Mamy tzw. pieniądz fiducjarny - oparty na zaufaniu, że system się nie załamie. Ale co powiedzą klienci banków, które toną w złych kredytach udzielonych np. Hiszpanii, gdy okaże się, że ich oszczędności i tak szlag trafił? A jeśli w strefie euro pojawi się inflacja spowodowana drukowaniem pieniędzy bez opamiętania a conto kolejnych programów naprawczych - to czy ich oszczędności i tak nie ucierpią?


Euro zapewnia swoim członkom stabilność finansową. Gdyby jakiś kraj miał wyjść z euro, wszystkie rezerwy i cała krajowa polityka monetarna wylatują w powietrze. Wszystkie zasoby banku centralnego, niezależnie czy w dewizach, czy w złocie, stają się nieadekwatne do potrzeb działania na rynku. Kraj znajduje się w sytuacji Wielkiej Brytanii, która płaci krocie za utrzymanie wartości funta na wysokim poziomie i sobie z tym nie radzi.

Manipulacji ciąg dalszy. Skoro euro zapewnia stabilność finansową, to czemu mamy kłopoty Grecji, a w perspektywie Hiszpanii, Włoch, Portugalii, Irlandii, być może Francji i Belgii? Stabilność ma znacznie więcej wspólnego z rozsądkiem i rodzajem poityki finansowej, którą dane państwo prowadzi. Poza tym, o jakiej stabilności może być mowa, skoro obligacje rządu niemieckiego, uchodzące za pewne, mają znacznie niższe oprocentowanie, niż obligacje greckie? O jakiej stabilności finansowej mowa, skoro strefa euro jest potężnie zadłużona, nawet bardziej, niż USA (proszę tylko porównać długi publiczne poszczególnych państw członkowskich...)?

Nagle kraj musi zgromadzić rezerwy odpowiadające wartości swojej waluty, czy sprostać zadaniu, które teraz spoczywa wspólnie na barkach Europejczyków i Europejskiego Banku Centralnego. Mogłyby to ewentualnie zrobić tylko Niemcy lub Francja. Pomijając kwestie prawne, każdy może wyjść ze strefy euro, tylko trzeba wyłożyć pieniądze, bardzo dużo pieniędzy.

O, tu już lepiej. Pewnie, że trzeba wyłożyć dużo pieniędzy. Pytanie tylko brzmi, czy na pozostanie w strefie euro, nie trzeba wyłożyć więcej. Chciałbym też przypomnieć wszystkim, którzy mają tendencje do mówienia, że coś jest "na zawsze", że III Rzesza miała trwać tysiąc lat.

Dawniej blog nosił tytuł "Realna analiza" i dotyczył głównie polityki międzynarodowej. Potem przejściowo pisałem o książkach, następnie znowu wróciłem do analiz politologicznych. Ponieważ jednak od pewnego czasu wykonuję je zawodowo, przez pewien czas poświęcony będzie tematom różnym. Osoby piszące pod pseudonimem i równocześnie atakujące dyskutantów oraz używające wulgaryzmów uznaje się niniejszym za pozbawione zdolności honorowej i banuje po pierwszym incydencie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka